środa, 22 kwietnia 2009

Personal Development Planning

To jest post na temat PDP - Personal Development Planning, czyli Planowania Osobistego Rozwoju. Po co pisać posty na tak niedorzecznie nudne tematy? Wymagają na uczelni. Właściwie to nie wymagają pisania posta na blogu, ale każą napisać "Learning Journal", czyli "dziennik nauki". Co ciekawe, nie ma to być dziennik nauki użytecznej, akademickiej, czy takiej ZZZ, ale nauki o do niedawna kosmicznym tworze, zwanym samoświadomością. Dalej nazywam ja SŚ, nie z sympatii do organizacji o podobnym skrócie, ale z lenistwa do pisania o ludziach i psychologii. Co prawda pisać o SŚ można tylko w kontekście życia, w którym ją się stosuje, więc wymagają, żeby opisywać dowolne inne wydarzenia, ale tak naprawdę skupić się na skutkach dla rozwoju SŚ. Trochę już zajmuję się tym tematem i mam dla czytelnika dobrą radę: Nie czytaj tego! zajmij się czymś pożytecznym, a nie odkładaniem wszystkiego na później.
Mam na to zadanie od teraz około miesiąca, ale muszę zacząć najpóźniej teraz, bo ten utwór ma udokumentować postępy w rozwijaniu SŚ, które powinny być potwierdzone jakimiś dobrze opisanymi przykładami.

Pod wpływem niejasnych, niepraktycznych i tatusiowatych materiałów na stronach internetowych uniwersytetu postanowiłem ustalić sobie jasno i napisać zwięźle to, czego tam nie dopisali: czym jest w praktyce samoświadomość. Inaczej mówiąc, co konkretnie może zostać poprawione przez stosowanie PDP. Myślę, że jest kilka aspektów tego zjawiska, które muszą być poruszone w moim dzienniku:
- ogólna odpowiedzialność, czyli zdolność podejmowania wysiłku wtedy, kiedy to konieczne, bez pozytywnej motywacji;
- umiejętności organizacyjne: ustalanie czasu, kolejności prac, proporcji czasu na różne etapy zadania, dzielenie się zadaniem z innymi itp;
- zdolność efektywnej pracy w grupie, czyli wyniesienie się poza pierwotne instynkty i natychmiastowe emocje i obmyślanie nie tylko CO, ale też JAK to powiedzieć innym, żeby dobrze wykonać robotę;
(jestem pewien, że działalność głowy naszego państwa znacznie podniosła świadomość Polaków na ten temat);
- wiedza o swoich możliwościach, kwalifikacjach, zdrowiu, wpływie życia prywatnego na zawodowe itp;

Wymienię projekty, o których mam zamiar pisać w tym sosie i powody umieszczenia ich w dzienniku.

1. Projekt grupowy InVectorGadget, tworzony z kolegami od kilku miesięcy (teoretycznie od października) w ramach jednego z przedmiotów na uniwerku.
Powody:
- mój pierwszy, naprawdę grupowy projekt - mogę skomentować wzrost umiejętności pracy w grupie;
- mój pierwszy duży projekt nie tworzony z pobudek osobistych - potrzebne umiejętności motywacyjne;
- potrzebna umiejętność planowania długoterminowego;

2. Projekt osobisty PKGUI, tworzony od 2,5 roku, prawie dojrzały (chyba wrzucę go na SourceForge, może ktoś się zainteresuję, zanim będę miał wersję 1.0, choć wątpię).
- wiele się nauczyłem na temat organizacji czasu'
- projekt dał mi umiejętności programistyczne, poznałem więc znaczenie angażowania się w takie rzeczy dla własnego rozwoju;
- rezultat jest pod różnymi względami lepszy, niż to, co widzę w innych GUI, zatem zaraziłem się pasją do niego, mimo to, że nie mam tak naprawdę czasu na jego robienie; nauczyłem się, kiedy podejmować tego typu wyzwania, kiedy nie warto, a kiedy nie można;
- pomógł mi zdecydować, co będę robił w życiu; miał różny wpływ na moją motywację, umysłowe zmęczenie, dał więc wiedzę potrzebną do szacowania swoich (ale też cudzych) możliwości;

Smutne, że muszę spędzać czas na opisywaniu wpływu projektu na mnie zamiast zająć się nim samym i opublikować go. Dwu i pół letni PKGUI zawiera dużo ponad 2 MB kodu, dla porównania InVectorGadget, robiony 8 miesięcy przez 4 osoby ma ok 450 KB. Daje to pojęcie o tym, jakie znaczenie ma dla mnie PKGUI i jak daleko jestem od porzucenia tej idei.

Zakończę na dzisiaj pewnym spostrzeżeniem na temat przedmiotu, na którym wymagają takich rzeczy. Otóż, na Career Management Skills wymagają udowodnienia swoich postępów w kształtowaniu SŚ. Jest to bardzo prywatny temat, temat o którym nie porozmawiałbym pewnie z członkiem rodziny, bo zacząłby zadawać pytania, na które wolałbym nie odpowiadać. Aby udowodnić, że wyciągam wnioski muszę zaznaczyć, co poszło nie tak, komu mam to za złe, dlaczego, czemu się przejmuję niektórymi rzeczami, a innymi nie. Dyrektorka tego przedmiotu nie jest natomiast psycholożką, tylko doradcą do spraw kariery, nie sądzę, żeby obowiązywała ją jakaś oficjalna tajemnica lekarska. Czuję się z tym niekomfortowo. Stwierdziłem, że skoro i tak to mówię, komuś, komu nie chcę, to można by całkowicie ujawnić moje poglądy na tym blogu. Dodatkowo piszę po polsku, więc żadna osoba, którą te informacje będą dotyczyć nie obrazi się na mnie :) Jeśli natomiast któraś z nich czegoś się dowie, to po wakacjach, więc będziemy mieli czas na wyjaśnienie sobie wszystkiego.

wtorek, 21 kwietnia 2009

Sen

Tematem tego wpisu będzie mój wczorajszy sen. Jako że rzadko pamiętam swoje sny, tym razem jest to dla mnie ciekawe wydarzenie. Wczoraj obudziłem się około 7.00, po 6 godzinach snu przez hałasy w domu i mój umysł nadal przetwarzał urojone obrazy.

Śniła mi się moja była szkoła podstawowa. Szedłem sobie po ciemnym, podziemnym korytarzu, jak zwykle szybkim krokiem, wokoło wielki harmider. Przyśnił mi się sklepik szkolny w rogu tegoż korytarza, ten sam sprzedawca, te same czerwone półki i ta słodka bułka, której nigdy nie potrafiłem nazwać. Chciałem ją kupić, zapytałem się więc, jak się nazywa. Otrzymałem wyczerpującą odpowiedź, którą sprzedawca wygłosił z uśmiechem na ustach, lecz nie do końca w moim kierunku, a że wokół był duży harmider, znowu nie usłyszałem, jak się nazywa. Następnie wszedłem na ostatnie (drugie lub trzecie) piętro po schodach i spotkałem przechadzającego się na dyżurze wykładowcę z Uniwersytetu w Bristolu. Najlepsze miało jednak dopiero nastąpić.
Trafiłem przez przypadek do jakiejś klasy, częściowo wyludnionej, z kilkoma uczniami czekającymi w kolejce do biurka nauczycielki. Miałem takie poczucie, jakbym był tam przez pomyłkę, z błahego powodu, chcąc się może o coś zapytać. Nauczycielka z wyglądu była stereotypową podstarzałą babą, z ciemnymi włosami i brzydką mordą. Kiedy odszedł ostatni uczeń podszedłem do niej, a ona spojrzała do wielkiej puszki stojącej na stole. Spojrzałem tam również i zobaczyłem, jak w cienkiej warstwie sosu własnego pływają sobie kawałeczki warzyw, głównie kukurydza. Powiedziała oschle:
- Dzień dobry, no wreszcie!
Nie pamiętam, co jej odpowiedziałem, ale byłem zakłopotany, próbując wytłumaczyć, że ja to nie jestem uczniem tej klasy. Odparła mi niskim głosem i obojętnym tonem, pasującym do niej, ale nie do treści wypowiedzi:
- Co pan mi tu mówi, przecież tu jest wyraźnie napisane. - Powiedziała, wskazując palcem trzy ziarnka kukurydzy, unoszące się samotnie prze ciemnym, śliskim brzegu puszki.
Poczułem wstyd. Czułem, że robię się czerwony. Zacząłem panikować, że zapyta mnie o jakiś materiał. Patrzyła na mnie z obrzydzeniem. Zaczęła.
- Proszszsz. Podstawy współczesnej kosmologii.
Przez chwile gapiłem się do góry, próbując coś przyciągnąć do głowy, po chwili zaś spojrzałem na dziennik, który trzymała i zobaczyłem, jak wpisuje "ndst.".

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Paranoiczna Biblioteka Standardowa Java.

Nie mam ostatnio czasu na wpisy, choć jak nie ma czasu, to oznacza, że dzieje się najwięcej ciekawych rzeczy. Niestety, takie życie. Ostatnio przeglądam sobie kod źródłowy biblioteki stardardowej Javy i napotykam na różne kwiatki. Już dawno zdałem sobie sprawę, że moja decyzja o stworzeniu własnej biblioteki GUI była pójściem z motyką na słońce, a to, co wyczytuję w dziełach programistów z za oceanu ostatecznie już dobija mnie i rozgniata. Nie dość, że implementacja nie jest okomentowana i nie można tam nic wyczytać, w niemal każdej klasie spotyka się coś w stylu "this is a workaround...", to jeszcze autorzy sami do końca nie zdaje sobie sprawy, po co piszą to, co piszą.
Przeglądam sobie klasę ToolTipManager i w metodzie showTipWindow() widzę takie coś:

// Just to be paranoid
hideTipWindow();

Z tej okazji wszystkim programistom GUI życzę z całego serca pięknych partnerek, dbających paranoicznie o ich zdrowie psychiczne.

środa, 8 kwietnia 2009

Jacek Utko - TED talk

Poruszyła mnie i zainspirowała do działania konkluzja wystąpienia projektanta gazet, Jacka Utko na konferencj TED, dostępnego pod tym linkiem.
http://www.ted.com/index.php/talks/jacek_utko_asks_can_design_save_the_newspaper.html

"You can live in a small, poor country, like me, you can work in a small company, in a boring branch, you can have no budgets, no people, but you can put your work to the highest possible level. And everybody can do it. You just need an inspiration, vision and determination. And to remember that to be good is not enough."

Nic do dodania (poza lekką niezgodą z "small, poor country" :) ).